NIECH BĘDZIE POCHWALONY JEZUS CHRYSTUS +++
[Początek fragmentu]
OPIEKA KOŚCIOŁA NAD
MUZYKĄ
W ten sposób, dzięki poparciu
i opiece Kościoła(*14) muzyczna
sztuka sakralna(*15) przebyła
z biegiem wieków długą drogę, która ją wiodła, niekiedy powoli krok za krokiem
do coraz większej doskonałości: od prostych i czystych melodii gregoriańskich
do wielkich i wspaniałych dzieł sztuki, upiększanych i rozwijanych prawie bez końca tak w dziedzinie
głosów ludzkich jak i w dziedzinie gry na organach oraz na innych instrumentach
muzycznych.(*16)
Ten rozwój sztuki muzycznej jak z jednej strony wykazuje wielką troskę Kościoła o to, aby oddawanie czci Bogu odbywało się w sposób coraz wspanialszy, a wiernym coraz milszy, tak z drugiej czyni rzeczą zrozumiałą, że Kościół musiał niekiedy przeciwstawiać się przekraczaniu pewnych granic, aby z prawdziwym postępem nie wkradły się tu rzeczy światowe, obrzędom świętym obce i mogące je zniekształcić.(*17)
[Koniec fragmentu]
[Refleksja]
Ten rozwój sztuki muzycznej jak z jednej strony wykazuje wielką troskę Kościoła o to, aby oddawanie czci Bogu odbywało się w sposób coraz wspanialszy, a wiernym coraz milszy, tak z drugiej czyni rzeczą zrozumiałą, że Kościół musiał niekiedy przeciwstawiać się przekraczaniu pewnych granic, aby z prawdziwym postępem nie wkradły się tu rzeczy światowe, obrzędom świętym obce i mogące je zniekształcić.(*17)
[Koniec fragmentu]
[Refleksja]
(*14) Poparcie i opieka Kościoła nad muzyką sakralną – Należy sobie z
całą mocą uzmysłowić fakt, iż Kościół roztacza nad muzyką sakralną swoją opiekę, darzy ją pomocą
oraz poparciem, a także od wieków stanowi głównego jej mecenasa motywując przy
tym wielu artystów do pielęgnowania tej wzniosłej sztuki muzycznej. Rzeczą
zaiste konieczną jest rozprawienie się z niebezpiecznym mitem jakoby Kościół
dążył do ugaszenia ducha modlitwy poprzez „formalizm”, „faryzeizm”, „zbytnie
przywiązanie do litery prawa” etc. Niestety w dzisiejszych czasach mamy do
czynienia z twierdzeniami, które usiłują wprowadzić do Liturgii szkodliwe
elementy popkultury w postaci wszelakich piosenek, gitarek, bądź rubasznie
pisanych pieśni mających spełnić rolę utworów liturgicznych w celu uniknięcia
kryzysu wiary w Kościele i „przyciągnięcia młodzieży na Mszę Świętą”.
Doszło do ogromnego absurdu, albowiem sztuka muzyczna, o którą przez
wieki dbało wielu znakomitych mistrzów pod patronatem Magisterium Kościoła
Katolickiego i która wychowywała mnóstwo pokoleń ludzi świętych, została wręcz oskarżona o oddalanie człowieka od Boga
poprzez swą niezrozumiałość i pewne standardowe bariery wykonawcze występujące
przeważnie wśród laików, którzy pragną podjąć się posługi muzycznej w Kościele,
jednak brak im niezbędnych umiejętności i wiedzy. Innym absurdem jest chęć
„uatrakcyjnienia” Liturgii jakby takie właśnie było jej zadanie, zaś Sam
Chrystus stanowi tylko „tradycyjny dodatek do towarzyskiego spotkania
uśmiechniętych twarzy”. Kościół ZAWSZE dbał
o muzykę Kościelną tak w dobie jej świetności, jak i jej kryzysu i opowiada nam
o niej głosem swoich (niestety często niemych i marginalizowanych) dokumentów i
jej uczonych orędowników, tak bardzo ignorowanych i traktowanych jak pariasów..
Jakże to wielka schizofrenia kiedy człowiek uznający się za wierzącego w Jeden, Święty, Powszechny i Apostolski
Kościół walczy z nim i jego orzecznictwem w imię własnego upodobania i
marnego kaprysu tylko po to, aby zwolnić się z obowiązku dbania o muzykę
liturgiczną i konieczności indywidulnego rozwoju w celu jej poprawnego
wykonywania, a także gotów jest zaaplikować sobie i innym coś na wzór „emocjonalnego
placebo” grzebiąc przy tym swoją i cudzą relację z Bogiem w „duchowym
ossuarium”, które z zewnątrz wygląda pięknie i nabożnie wzrusza swym kształtem,
jednak w środku dokonuje się proces bielenia kręgosłupa i kośćca naszej wiary,
istoty życia, oraz szczerzej rozmowy ze Stwórcą. Warto dokonać swoistego
rachunku sumienia i wreszcie podejść do tematu muzyki w Liturgii tak jak
naprawdę powinniśmy i przestać oszukiwać samych siebie i tych, którzy uwierzyli
w kłamstwo sugerujące, iż emocje (zwłaszcza te najniższe) stanowią substytut
tego co mistyczne, święte i duchowe i doprowadzą nas do pełni relacji ze
Stwórcą pomimo Jego ogromnej Miłości i Mocy.
(15*) Muzyczna sztuka sakralna – Warto nieustannie powracać do
zapomnianych określeń,
które same w sobie stanowią niezwykle bogatą i sugestywną definicję
tego co reprezentują.
Sztuka muzyczna (jako akt
zmysłu twórczego udzielonego przez Stwórcę, przetworzony przez iskrę geniuszu
kompozytorskiego wynikającego z powyższego daru i mający na celu „wytworzenie” pełnowartościowego
i imponującego dzieła sztuki.) + Sacrum (jako
świadomość przestrzeni docelowej dla dzieła, która we współpracy z łaską Bożą
kształtuje poczucie smaku kompozytora, wykonawcy i wiernego) dają jako
wypadkowa suma określenie przytoczone na początku tego punktu.
(16*) Z podanego fragmentu
wynika kilka podstawowych prawd:
a) Oczywistym jest, iż muzyka sakralna z biegiem wieków rozwijała się
i wciąż rozwija pod kątem technicznym co stanowi fakt powszechnie wiadomy dla
każdego, kto chociaż raz w życiu przeszedł pełny kurs historii muzyki w ramach
muzycznej oświaty, toteż nie jest rzeczą konieczną prowadzenie dalszych rozważań
tej kwestii.
b) Droga i cel – Muzyczna sztuka
sakralna była prowadzona krok za krokiem
do coraz większej doskonałości. Ciśnie się przed oczy wyobrażenie
małego dziecka, które uczy się chodzić i jest powolutku prowadzone i trzymywane
przez rodziców czuwających nad tym, aby proces nauki poruszania się o dwóch dolnych
kończynach przebiegł możliwie owocnie i bezpiecznie.
Idąc po tej linii skojarzeń można pokusić się o refleksję nad
tragediami rodziców, którym niesłusznie
(gdyż niekiedy jest to konieczne dla rzeczywistego dobra młodego człowieka) odbiera
się dzieci.
Warto przenieść wyobrażenie zrozpaczonej matki, która uczyła chodzić
swoje ukochane dziecko
a została go pozbawiona na grunt muzyki sakralnej liturgicznej, którą
coraz częściej „wydziedzicza się” z kościoła, od zawsze czuwającego (jak to już
zostało stwierdzone) nad rozwojem swego „dziecka”
i dbającego o to, aby dążyło ono do celu, którym jest coraz większa doskonałość.
Ci którzy odpowiadają za takowe „wydziedziczanie” motywują swoje
działania „większym dobrem duchowym”, ,,względami duszpasterskimi”, „przyciągnięciem
młodzieży do Kościoła”, „upiększeniem Liturgii” , „Chwały Bożej” etc. coraz
śmielej przy tym stając w jawnej (o zgrozo) opozycji do Magisterium KK,
deprecjonując przy tym dokumenty, które stanowią coś w rodzaju vademecum zawierającym sumę doświadczeń „rodzicielskich”,
napisane w celu ułatwienia poprawnej i korzystnej dla wszystkich pielęgnacji i
czuwania nad rozwojem wielowiekowego „potomka”, którym jest muzyka sakralna.
Tak jak w wychowaniu dziecka niezbędna jest wiedza i doświadczenie, tak w
rozwoju i pielęgnacji muzyki w Kościele potrzeba tych samych cech, aby mogła
się ona wciąż rozwijać, a przy tym pociągać nas ze sobą do coraz większej doskonałości i prowadzić nas tam, gdzie poprzez
wielowiekowe wychowanie „nauczyła się” w naturalny sposób „przychodzić”; do
Boga i do Kościoła.
Miłowałem Izraela, gdy jeszcze
był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu.
Im bardziej ich wzywałem, tym
dalej odchodzili ode Mnie, a składali ofiary Baalom i bożkom palili kadzidła. A
przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem; oni zaś nie
rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były
to więzy miłości.
Byłem dla nich jak ten, co
podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go [Oz
11, 1-4].
c) ..od prostych i czystych melodii
gregoriańskich do wielkich i wspaniałych dzieł sztuki.
Zdanie te stanowi pewien wyznacznik tego, co winno stanowić „minimum z
minimum” jeśli chodzi o śpiew na Liturgii. Według zacytowanego fragmentu to
właśnie śpiew gregoriański jest absolutną podstawą i czymś co stoi u
fundamentów jakiejkolwiek muzyki na
Mszy Świętej, a zatem niezwykle zatrważający jest fakt, iż właśnie ten śpiew
występuje w świątyniach tak rzadko i jest tak bardzo ludziom obcy… warto zatem
pokusić się o praktyczne działania mające na celu przywrócenie właściwego stanu
rzeczy i stosownego miejsca chorałowi gregoriańskiemu w kościołach i w sercach
wiernych.
d) …upiększanych i rozwijanych
prawie bez końca. Muzyka sakralna winna się wciąż rozwijać i być
nieustannie upiększana aby nieustannie wskazywać na jej cel i pobudzać wiernych
do ciągłego dążenia ku doskonałości. Wracając do metafory o nauce chodzenia,
warto zapytać samego siebie; czy mając pragnienie przekazania wiedzy kulinarnej
córce będziemy się z nią nieustannie bawić plastikowymi warzywami i miseczkami
z zestawu „małego kucharza”? Albo; czy mężczyzna pragnący założyć rodzinę
zaproponuje swojej wybrance zabawę „w dom” i uda się po plastikowe narzędzia
aby naprawiać resoraki podczas gdy ją odeśle do przewijania lalki? Ośmielam się
stwierdzić, iż odsetek ludzi decydujących się na powyższe wyjścia byłby
skrajnie marginalny, a zatem dlaczego postępujemy w podobny sposób z muzyką liturgiczną
i na nowo pragniemy raczkować kiedy już dawno umiemy robić salto, wmawiając
sobie przy tym, że raczkowanie nas rozwija, albo rzeczywiście pociąga? Nie należy traktować Boga gorzej niż człowieka. W przypowieści o
talentach [Mt 25, 14-30] Pan Jezus potępił postawę człowieka, który ukrył swój
talent i określił tych którzy tak czynią złymi
i gnuśnymi, jak zatem nazwać postępowanie tego, kto nie tylko chowa talent i każe
chować go innym, ale również sprawia iż tracimy ten talent i zaciągamy dług
poprzez cofanie się wstecz? Ewangelizacja winna prowadzić do Liturgii, niemniej
jednak sama Liturgia winna być najwyższym wyrazem naszego rozwoju jako
wierzących, ale także jako cywilizacji ludzkiej, która przez setki lat nabyła umiejętność tworzenia sztuki będącej wzniosłym pięknem.
(17*) O ile fragment jest
napisany w dość oczywisty i stanowczy sposób, o tyle warto przypomnieć w tym
miejscu o podstawowej różnicy pomiędzy rozkoszą
umysłową, a radością emocjonalną
(odsyłam do punktu (2*) we
wpisie zatytułowanym; Musicae Sacrae
Disciplina – cz. 2), albowiem pojmowanie tej różnicy sprawia, iż rozumuje
się we właściwy sposób stwierdzenie mówiące o tym,
iż oddawanie czci Bogu odbywało się na drodze rozwoju w coraz milszy sposób dla wiernych. Stwierdzenie te, nie powinno nieść ze sobą
żadnych parahedonistycznych skojarzeń.
Omawiany wpis zawiera w sobie również stanowisko, iż istnieje prawdziwy postęp.
Być może jest to rzecz
zupełnie oczywista, aczkolwiek samo słowo „postęp” straciło w dzisiejszych czasach
wiarygodność i kojarzy się raczej z usprawiedliwianiem dla zepsucia, zboczenia
i walki ze zdrowo pojętą normalnością, co zresztą nie bierze się znikąd i
niestety również „zatruwa” przestrzeń sacrum. Potrzeba zatem innego „słowa” które także występuje w cytowanym passusie, mianowicie; granicy. Kościół jest świadomy wszelkich
granic, które nie służą złej izolacji, lecz zabezpieczeniu człowieka często
przed nim samym i jego naturalnymi słabościami i niedomaganiami, a także
pokusami tego świata. Warto zatem kształtować samego siebie, a także Kościół
jako miejsce w którym stajemy się możliwie wolni od tego co przeszkadza nam w
szczerej rozmowie z Bogiem i nie deformować narzędzi, które służą spotkaniu z
Nim w celu sprawienia sobie przyjemności emocjonalnej pod przykrywką jakkolwiek
pojętej duchowości lub pobożności.
Szczęść Boże,
JKMK
+++
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz